Warto przeczytać:

Marissa Meyer - "Cinder" [RECENZJA]

Znów wypożyczyłam kolejny tytuł ze względu na interesującą ilustrację na okładce - wiem, że nie powinno oceniać się książek po okładce, jednak cybernetyczna stopa w czerwonym buciku oraz fantazyjny napis na tyle przykuł moją uwagę, że postanowiłam zapoznać się z tą pozycją bliżej. Tak oto trafiłam do świata przyszłości - gdzie ludzie, maszyny i cyborgi mieszkając razem na Ziemi, zmagają się z obrzydliwą zarazą. Najgorsze jest to, że to wcale nie jest ich jedyny problem - inna, tajemnicza nacja z Księżyca w tym czasie próbuje na planecie przejąć władzę... I gdzie tutaj miejsce na tytułowego Kopciuszka (Cinderella)?

Joey Graceffa - "Dzieci Edenu" [RECENZJA]

Mam wrażenie, że po dawnym-niedawnym sukcesie "Igrzysk Śmierci", rynek został dosłownie zalany całą masą powieści dla młodzieży z nurtem antyutopijnym w tle. Oczywiście musi być strasznie, mrocznie - główna bohaterka traci rodzinę, przyjaciół oraz... sama walczy z całym systemem!

Wybrałam "Dzieci Edenu" spośród innych książek na półce w bibliotece, ponieważ zainteresował mnie opis - jakkolwiek motyw ludu ciemiężonego przez totalitarne państwo w niedalekiej przyszłości został ostatnio przez twórców przemaglowany tak wiele razy, że aż powoli zaczyna robić się to nudne i pretensjonalne - tak moją uwagę zwrócił fakt dotyczący głównej bohaterki, która miała być całkowicie odcięta od świata zewnętrznego. Otóż dziewczyna imieniem Rowan jest nielegalnym dzieckiem - jej każdy oddech łamie prawo. Powinna nie istnieć, a jednak jest drugim dzieckiem swoich rodziców w świecie, gdzie można mieć tylko pojedyncze potomstwo. Dlatego też rodzice Rowan postanowili ją ukryć i udawać, jakoby ich syn był jedynakiem. Jednakże dopisek na okładce, traktujący o szczególnej wyjątkowości autora, zapalił moją ostrzegawczą lampkę w mózgu.


Kingdom: Classic [RECENZJA]

Są takie gry, które okazjonalnie wpadną w moje ręce tylko dlatego, że Steam zlituje się nad biednymi graczami i rzuci jakiś ochłap za darmo. Czasem są to tytuły-perełki, z których każdy się ucieszy - a czasem takie gówna opakowane w stertę kolorowego papieru i kokardek... że po przejrzeniu recenzji w sklepie, człowiek się zastanawia czy ludziom naprawdę podobają się tak proste oraz niedopracowane gry bez krzty wyobraźni, czy po prostu ktoś im wszystkim zapłacił. Chociaż... czego się spodziewać po recenzentach, którzy ledwo skubnęli tytuł i po godzinie już wiedzą, jak bardzo dobra ta gra jest. A potem już nigdy do niej nie wracają, bo mają kilkadziesiąt innych, fatalnych pozycji w swojej bibliotece.

O czym mowa - o "Kingdom: Classic". Jakolwiek jej opis brzmi świetnie na papierze, tak wykonanie oraz przekucie pomysłu w kod jest jakimś nieporozumieniem.

FanArty i inne rysunki