Warto przeczytać:

Joey Graceffa - "Dzieci Edenu" [RECENZJA]

Mam wrażenie, że po dawnym-niedawnym sukcesie "Igrzysk Śmierci", rynek został dosłownie zalany całą masą powieści dla młodzieży z nurtem antyutopijnym w tle. Oczywiście musi być strasznie, mrocznie - główna bohaterka traci rodzinę, przyjaciół oraz... sama walczy z całym systemem!

Wybrałam "Dzieci Edenu" spośród innych książek na półce w bibliotece, ponieważ zainteresował mnie opis - jakkolwiek motyw ludu ciemiężonego przez totalitarne państwo w niedalekiej przyszłości został ostatnio przez twórców przemaglowany tak wiele razy, że aż powoli zaczyna robić się to nudne i pretensjonalne - tak moją uwagę zwrócił fakt dotyczący głównej bohaterki, która miała być całkowicie odcięta od świata zewnętrznego. Otóż dziewczyna imieniem Rowan jest nielegalnym dzieckiem - jej każdy oddech łamie prawo. Powinna nie istnieć, a jednak jest drugim dzieckiem swoich rodziców w świecie, gdzie można mieć tylko pojedyncze potomstwo. Dlatego też rodzice Rowan postanowili ją ukryć i udawać, jakoby ich syn był jedynakiem. Jednakże dopisek na okładce, traktujący o szczególnej wyjątkowości autora, zapalił moją ostrzegawczą lampkę w mózgu.


Zaczęłam się zastanawiać, jak bardzo zła musi być ta powieść, że spece od marketingu postanowili wypromować ją jako "dzieło znanego YouTubera"... Naprawdę ten człowiek nie ma innych osiągnięć niż nagrywanie jakichś badziewnych filmików dla szarej masy ludzkiej...? Naprawdę nic innego nie przyszło im do głowy? Aż taka desperacja? Cóż, czy się zawiodłam... a moje obawy okazały się prawdą? Cóż, i tak, i nie.

O ile sam pomysł na świat przedstawiony był całkiem niezły, tak cała reszta jest po prostu słaba. Słaba, słaba, słaba - aż brakuje mi słów, które mogłyby wyrazić jak bardzo niebanalny pomysł stoczył się i rozmył...

Fabuła jest sztampowa, przewidywalna do cna - wyobraźcie sobie pierwszą lepszą jednostkę, będącą gorszą w oczach społeczeństwa - nagle jednostka z brzydkiego kaczątka zamienia się w łabędzia, bo nagle ktoś z góry się zainteresował - hurr durr, ratujemy świat oraz zwalczamy całe zło! Wszyscy żyją długo i szczęśliwie! Jedyna różnica polega na tym, że w Edenie historia kończy się nagle; jest urwana tak po prostu bez happy endu! Zakończenie jest absurdalne, nic nie wnosi oraz powoduje tylko dezorientację... widać, że książka została urwana "na siłę" tylko po to, by wyprodukować jeszcze jedną część. W końcu teraz modne jest wydawanie cykli...


Momentami miałam wrażenie, że nie czytam poważnej powieści dorosłego autora, a jakieś pseudofilozoficzne wypociny dzieciaka zachłyśniętego swoją odmiennością - który w dodatku co chwila recytuje z radością wykute na blachę slogany z ulotek Greenpeace.


Tak, tak, wszyscy ludzie to potwory, których powinno się wszystkich zgładzić! Może powinniśmy wszyscy popełnić zbiorowe samobójstwo, żeby naturze żyło się lepiej. Zachęcam, żeby sam autor dał przykład i pierwszy się dobrowolnie poddał śmierci - ku chwale swoich własnych wypocin! Już mniejsza o to, że zupełnie nie zgadzam się ze zdaniem autora... jesteśmy częścią natury, która spogląda sama na siebie... ale gdyby chociaż ekologiczne rozkminy prowadziły do czegoś więcej, a nie były bezsensownym hejtem...


strona 37
Byliśmy jedynym gatunkiem zwierząt na tyle inteligentnym i zręcznym, by wytworzyć energię jądrową, zniszczyć powierzchnię Ziemi inwazyjnymi metodami wydobycia gazu, zanieczyścić morza i zatruć atmosferę chemikaliami. To my, inteligentne istoty ludzkie, zaczęliśmy manipulować DNA roślin uprawnych, tworząc odporniejsze i bardziej wydajne odmiany soi, którymi chcieliśmy nakarmić cały świat, a które koniec końców okazały się agresywne i rozpleniły się na terenach zajmowanych dotychczas przez lasy tropikalne. Hodowaliśmy żywe istoty wyłącznie po to, by napełnić nimi żołądki;zmuszaliśmy je, by całe swe życie spędzały w ciasnych klatkach, brodząc we własnych odchodach. Szprycowaliśmy je antybiotykami - podobnie zresztą jak własne dzieci - a potem dziwiliśmy się, gdy bakterie zmutowały i uodporniły się na wszelkie antybiotyki.


"Ciekawe, co ćpał autor tego dzieła - chyba tynk ze ścian..." - tak podsumował tą powieść mój kolega Dariusz po zapoznaniu się z powyższym fragmentem, Ekopanoptykiem, zielonymi koszulami i innymi "cudownościami" tej powieści...

Wspomniałam też, że skoro autor jest gejem to oczywiście w książce MUSIAŁY pojawić się kwestie miłości homo? Aż nie można powstrzymać myśli, że jest ten wątek został wpleciony tylko po to, by pokazać, jak bardzo osoby kochające tę samą płeć są prześladowane we współczesnym "hetero społeczeństwie"...

Co więcej, mam wrażenie, że autor nie odrobił pracy domowej z "psychologicznej charakterystyki bohaterów". Rowan jest postacią niespójną - z jednej strony ciągle się użala nad sobą, jak bardzo jest jej źle i cierpi, jak bardzo te kilkanaście lat w zamknięciu na nią wpłynęło - a z drugiej... zupełnie nie ma traumy, szybko zawiązuje przyjaźnie, nie ma problemu z komunikacją, jest słodka i naiwna... Boi się o swoich bliskich, boi się zdemaskowania, jednak mimo to łazi po mieście jakby nigdy nic. Giną jej najbliższe osoby, a ona bardzo szybko o tym zapomina. Reszta bohaterów też jest słabo nakreślona, trudno jest się do nich przywiązać - ich reakcje czy działania wydawały się trochę sztuczne...

Ot, kolejna zapchaj dziura na mojej czytelniczej półeczce. Nikomu nie polecam - no chyba, że szukacie jakiejś podkładki pod kubek czy czegoś w tym stylu. Bardzo bym chciała, by "Dzieci Edenu" podobały mi się bardziej, jednak niestety nie jestem w stanie pozytywnie ocenić mojego spotkania z książką. Owszem, czytało się szybko i gładko... ale oprócz zajęcia czasu, ta powieść nie była w stanie dostarczyć mi czegokolwiek innego. Powieść miała potencjał, mogła bardzo ciekawie poruszyć kilka kwestii, choćby sprawę samotności i życia - a tak to dostaliśmy kolejny gniot o walce ze ZŁĄ DYKTATURĄ... Nawet otoczka krytyki współczesnego świata nie ratuje "Dzieci Edenu".


W skrócie:
W świecie, gdzie można mieć tylko jedno dziecko, rodzi się rodzeństwo - muszą oni ukrywać swoje istnienie, inaczej zostaną zabici... ponieważ mieszkają w ostatniej warowni ludzkości, gdzie każdy zasób jest na wagę złota... nie można sobie pozwolić na nadprogramowych ludzi!

Tytuł: DZIECI EDENU
Autor: Joey Graceffa
Ocena w liczbach:
Fabuła:3 - słaba
Styl:5 - w porządku  
Świat4 - może być
Postacie:3 - słabe
Ogólna:4 - może być
Polecane:NIE

Cechy:
pozytywne:negatywne:
  • interesujący pomysł na świat przedstawiony...         
  • ...jednakże nie jest nam dane go lepiej poznać! A szkoda, bo to jedyny dobry element tej powieści...
  • fabuła jest przewidywalna i nieskomplikowana - aż ma się wrażenie, jakby czytało się tanią podróbkę "Igrzysk Śmierci"...
  • pseudoekologiczny bełkot na każdym kroku;
  • pojebane zakończenie, które nic nie wnosi i jest tak absurdalne, że się nie ogarnia co się dzieje na końcu;
Inne:
  • czy ta powieść będzie miała drugą część? Zakończenie takie jakieś urwane...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

FanArty i inne rysunki